Święta, na sama myśl czuję niechęć, sprzeciw i strach. To emocje mnie małej. Wyczuwam fałsz. Nienawidzę wigilii, tego udawania szczęśliwej rodzinki, składania sobie pustych życzeń, rzygam tym..
Pamiętam z dzieciństwa, że jedyne co mnie cieszyło na święta to choinka, prezenty i śnieg. Tak, tylko to, bo nic głębiej w tej rodzinnej wigilii nie było..
Ja pragnęłam miłości, spokoju, braku kłótni, złości czy presji wśród rodziców, braku gonitwy, że jeszcze to czy tamto trzeba zrobić czy kupić. Ja mała pragnęłam zatrzymania, magii, zauważenia mnie, odrobiny szczerości.
Pamiętam, że zawsze powtarzano mi, że tak jak się zachowujemy w wigilię tak będzie wyglądał cały kolejny rok. I co? Ja w to wierzyłam. Teraz czuję wkurw na to jaki kit mi wciskali. Ja w to wierzyłam i starałam się być dobra, chyba też chciałam tym zasłużyć na miłość i zostać zauważona.
Pamiętam jak powtarzano mi, żebym była grzeczna to przyjdzie Dzieciątko i da mi prezenty, no i że to ważne, bo wtedy cały rok będę grzeczna. I co? I ja się kurwa starałam, wierzyłam w ten bullshit. Sprzątałam, chciałam pomagać, starałam się nic nie spierdolić, żeby zasłużyć i zadowolić rodziców.
Pamiętam jak co roku w wigilię ojciec starał się być miły, jak udawał dobrego tatusia, jak się sztucznie przymilał do mamy. Kurwa! Ja naprawdę się tym cieszyłam jak oni byli dla siebie milsi, wierzyłam w to, że jak się uda w ten jeden dzień to tak będzie już częściej, codziennie, cały rok. I co? I gówno, bo i tak dochodziło do kłótni. I tak nie wytrzymywali w natłoku obowiązków przedświątecznych. A ja? A ja wewnętrznie myślałam, że znowu to samo, znowu kłótnia, że już tak będzie zawsze, tak mi było przykro, bo ja bardzo jako dziecko pragnęłam mieć szczęśliwy dom.
Pamiętam jak wciskali mi ściemę , że zwierzęta mówią ludzkim głosem o północy, kuźwa ja w to wierzyłam, nawet miałam plan, że pójdę w nocy i porozmawiam z psem. Myślałam: może on mnie wysłucha..
Pamiętam jak dawniej, gdy były jeszcze mroźne zimy siadałam sama na parapecie i patrzyłam jak pada śnieg, to było dla mnie magiczne. Tam na parapecie w oknie miałam swój kąt, lubiłam to miejsce, byłam tam sama, zresztą jak zawsze.. Ja już wtedy szukałam czegoś więcej, jakiejś głębi, magii..
Dociera do mnie jak samotna byłam, jak mnie nie poważnie traktowano, jak mną manipulowano. Jakie kłamstwa mi wciskali, żeby mnie naprawić, polepszyć, zmienić. Kurwa. Tu już nie chodzi tylko o ten jeden dzień, nie tylko o wigilię. Ale o całokształt, o cała prawdę w jakiej żyłam, a właściwie o kłamstwa jakimi mnie karmiono.
I tak, ja wiem, że moi rodzice byli nie świadomi tego co robili. Jednak to ich nie usprawiedliwia.
Nie wiem jaka będzie te wigilia, jakoś w ogóle na nią nie czekam. Wiem, że muszę otoczyć opieka i miłością moja wewnętrzne dziecko, muszę pokazać jej, że już nie musi udawać, że jest ok, że już nie musi być grzeczna, że już nie musi czekać na zauważenie, że już nie musi pozwalać by przekraczano jej granice. Tak bardzo chce być z nią prawdziwa, być blisko, chcę ją chronić..
Obiecałam jej też, że stworzę jej dom pełen miłości i szacunku, że dam jej to czego od zawsze jej brakowało i czego pragnęła. Cały czas nad tym pracuję, bo pracując nad sobą z WD jednocześnie zmieniam swoje podejście i stosunek do moich dzieci czy męża. Buduję nowy dom, na nowych, silnych wartościach. Teraz jestem w stanie zauważyć czego potrzebują moje dzieci, bo wiem czego zabrakło mnie. I to jest piękne, to jest dla mnie MAGIA.
I przy tym pozostanę, chce dać w te święta obecność sobie i swoim dzieciom, tą MAGIĘ MIŁOŚCI, której tak wewnętrznie każdy szuka.
A możesz znaleźć tą miłość w sobie, jeżeli nie dali Ci jej rodzice, Ty dorosły daj ją swojemu WD, a wtedy zaczniesz darzyć ją innych. I zacznie dziać się MAGIA.
Tego Ci życzę, niech ta MAGIA MIŁOŚCI wypełni twoje wnętrze, a to co dasz swojemu wewnętrznemu dziecku zacznie przelewać się na innych.
Stwórz swój NOWY DOM w swoim sercu.