Mamo, tato!
Jeszcze rok temu byliście dla mnie zwykli, prości, tacy normalni rodzice.
Tato odkąd pamiętam byłeś niedostępny, nieobecny, poraniony. Nigdy nie mieliśmy kontaktu. Przywyklam do tego od dawna, więc Twoja nieobecność była czymś naturalnym.
Mamo byłaś jak aniol, świętość, nieskalana, byłaś idealna. Byłaś wzorem, iluzorycznym wsparciem.
Dziś oplakuje Waszą stratę, ja sierota, ja córka dorosłych dzieci żegnam nadzieję, że Was odzyskam.
Kurtyna opadła już dawno, puscilam iluzję, wraz z pójściem na terapię zaczęłam przeglądać na oczy i widzieć więcej.
Dziś po raz kolejny zobaczyłam w Was niedojrzałe emocjonalnie i poranione dzieci, pełne bólu, odrzucenia i trudnych emocji..
Boże jak to boli, ta świadomosc tego jak większość z nas żyje. W jakim odcięciu od siebie jesteśmy, jak kierują nami traumy, stare wzorce i schematy. Jak to przerzucamy na siebie nawzajem..
Mamo, tato boli mnie to w jakim wyparciu żyjecie, boli mnie że widzicie tyle ile ja widziałam wcześniej, i to że prawdopodobnie nigdy nie będziecie w stanie zobaczyć tego co bym chciała żebyście widzieli. Boli, że nie rozumiecie do końca tego co robie, po co to robię, co mną naprawdę kieruje..
Bo wiecie, to jest silniejsze, to mnie pcha i woła. Tego nie da się ominąć, nie czuć, zlekceważyć, to przychodzi samo. Ta prawda, świadomość, zrozumienie, prowadzenie..
I odkąd poszłam na terapię i zobaczyłam siebie i Was w prawdzie to już nic nie jest i nie będzie takie samo..
Ja, Wasza córka, córka emocjonalnie niedostępnych i niedojrzalych rodziców dziś znowu czuje się jak sierota.
Akceptuję to, oplakuje siebie i Was. Przutulam. Jestem dla siebie matka i ojcem.