Rodzisz się czysty, świetlisty, dobry, jesteś miłością. To w jakiej rodzinie żyjesz determinuje ile tego światła w tobie zostanie. Rodzic, który ma nie uzdrowiony i nie zintegrowany swój cien będzie nieświadomie przekazywać go swoim dzieciom, zabierając tym samym im światło.
Potem w tym swietlistym dziecku zostaje mniej i mniej światła, mniej czystej miłości. Potem to dziecko stwierdza, że jednak jest coś z nim nie tak skoro rodzice zabierają mu światło, skoro go ranią choćby nieświadomie.
Wtedy cień rodziców przechodzi na dziecko. Ze światła powstaje ciemność. Miłość do siebie przechodzi w nienawiść. Dziecko otacza się, zamyka, tworzy fałszywe brudne, ciemne swoje JA.
Potem idzie przez życie nie wiedząc kim jest, nie czując miłości i pokoju, nie mając dostępu do światła swojej duszy. Żyje w lęku i emanuje ciemną energia. Nie kocha siebie i rani kolejne pokolenia, nie zdając sobie sprawy gdzie to się zaczęło. I dlaczego jego miłość i światło przykryła ciemność.
Ktos wreszcie musi przerwać ten łańcuch, uzdrowić ród i odkopać przysypane cieniem swoje wewnetrzne światło. Zwrócić cień do nadawcy.
Tylko dzięki temu jesteś w stanie znaleźć siebie, odzyskać kontakt z dusza, czuć prowadzenie i na nowo poczuć w sobie utracone światło i miłość.
Bo Ty jesteś miłością, tylko musisz to w sobie odnaleźć.
*******
O tym jak moje światło zabrał ich cień. I jak moje światło stało się cieniem (myśli wewnetrznego dziecka, które doświadcza ataku cienia z strony rodziców):
„Otocze się, nie umiem mieć światła. Założę zbroję ze zła. Jestem zła, brudna, zhanbiona, najgorsza, nienawidzę sie.. Czy to ja? Odrzucili mnie, odłączyłam się od światła. Może tak ma być, może po tu tu jestem..
Teraz juz nie wiem, nie wiem kim jestem. Utluke sie i zgnoje, tak to moje, pokalecze, zadrape i znikne, raz na zawsze, żeby nie czuć, żeby nie czuć. To jest tak straszne, to zabija, to katrupi, to kaleczy, to paraliżuje.. Boże nie chce tego, przeciez to nie moje, to nie jestem ja! Oni zabrali mi światło..
Muszę to nosić, oni (rodzice) nie mogą, oni są świeci, tak mówią, więc zabieram to na siebie. Ja mogę wszystko, muszę im pomóc, bez nich nie przeżyje, nie przetrwam tu na Ziemi , bo jej nie znam.
Oni mnie prowadza są dla mnie jak Bóg. Nieskalani, czysci, świeci, moi najważniejsi. Nie można ich dotknąć, bez nich tu zgine, jestem mała, nie znam ziemi..
A ja? Ja nie umiem, nie wiem jak, więc może oni wiedzą. Pewnie tutaj jest tak jak mówią. Tak ma być i już. Ja nie znam tego świata, nie pamiętam go. Już nie wiem jaka jestem. Jaka jestem? Może zła, może nie. Tam gdzie byłam było światło. Nie było lęku, oni też byli inni. Chce do domu, do nieba, nie chce tu być i żyć. Nie chce doświadczać. Uciekam.. tylko jak i gdzie.. Nie umiem, nie ma wyjścia, potrzask, już zawsze tak będzie..?
Myślę, że ja to ta najgorsza, mysle że to ja ranie innych, odbieram im światło, to moja wina. Muszę zniknąć.
Schowam to, schowam to wszystko. Nie pokaże już nic. Ani prawdy ani zła. I tak nie widzą kim naprawde jestem. A może nie jestem? Już zaczynam watpic w swoje światło.. Może oni mają rację, na pewno tak jest. Boże! Nie wiem co myśleć, nie umiem się tu odnaleźć.
Znajdźcie mnie i dajcie światło. Choć trochę, żebym pamiętałam kim jestem. Bo zapominam.. powoli zapominam, mimo iż nie chce. Nie mam władzy, to oni objęli kontrolę. Dziwny ten świat, pokrzywiony, krzywe zwierciadło, ludzie zombii bez duszy i światła..
A ja? Po co tu jestem? Może mam świecić i nie mówić nikomu kim jestem. A tak bardzo bym chciała, żeby wiedzieli, oni też to mają. Ja to czuję, gdzieś na ich dnie, przykryte.
Ciągną miłość ode mnie, bo by umarli. Ja tez umieram, ale jeszcze pamiętam skąd jestem, jestem mała, jeszcze pamiętam.
A co jak zapomnę, nie chce zapomnieć, bo nie przetrwam. Musze niesc światło, muszę je tlić, choćby iskre. Nie mogą jej mi zabrać, nie oddam.
Co zrobić, żeby nie zabrali?
Może otoczyć się jak oni, tym złem. Może nim się bronić. Zamknąć siebie. Tak łatwiej będzie żyć. Bo tu tyle zła, świat się wywrócić. Trzeba się dostosować, żeby przetrwać, żeby nie zabrali całego światła.
Pójdę już, i tak nikt mnie prawdziwej nie chce, po co mam tu być, po co żyć, zamroże się na miłość i ból. Tak łatwiej żyć. Żeby nikt nie skrzywdził i nie ukradł resztki światła.. zapomnę kim naprawdę jestem..
Dostosuje się i przyjmę to co mówią, tutaj tak ma być, nie umiem tu żyć, nie wiem jak wrócić.. Chce do domu, na druga stronę, do domu,do nieba, do pełni światła..”
Polecam też wpis: „integracja cienia”, gdzie opisuje czym jest cień.